Są takie dni, kiedy nic się nie układa. Kawa za mocna, autobus uciekł, a w głowie już lista rzeczy do zrobienia, której nie chce się nawet czytać. I wtedy – ni z tego, ni z owego – ktoś mówi „abracadabra”. Albo ty sam to sobie rzucasz półżartem. I nagle robi się lżej.
Niby tylko słowo. Ale brzmi jak coś, co odczarowuje napięcie. Jak przypomnienie, że możesz się zatrzymać, uśmiechnąć i nie brać wszystkiego aż tak serio.
To „abracadabra” może być twoim sposobem na reset. Na zmianę tonu, gdy dzień idzie w złym kierunku. Nie chodzi o magię w stylu czarodziejów, tylko o tę zwyczajną – o moc, którą mają nasze słowa.
Powiedz sobie dziś: „abracadabra – poprawiam sobie dzień”. I naprawdę to zrób. Uśmiechnij się, odetchnij, zrób coś drobnego tylko dla siebie. Czasem tyle wystarczy, żeby świat znowu wyglądał normalnie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz